Przyznam się że na każde przędzenie, czy to w grupach, czy na jakieś jarmarki jadę totalnie niechętna do całego przedsięwzięcia. Wynika to z tego, że mimo samych okrzyków zachwytu jakie zamieszczam tu, czy na fejsie, panuje u mnie ostra tyrka i kiedy mam zakładać na plecy swoją Symfonie i biec by pokręcić, ramiona opadają mi do ziemi, a z gardła wymyka się wyłącznie żałosny jęk.
Wygląda to jednak tak, tylko na etapie zbierania się do wyjścia. Kiedy jestem na miejscu i wypije pierwsze parę łyków kawy, wszystko ożywa, a ja w końcu mogę posiedzieć i prząść.
W końcu!
Zlecenia trzymają mnie z daleka od kołowrotka i wrzeciona, a spotkania są pozornym zobowiązaniem na- jak zawsze się okazuje- totalny relaks i reset.
Tym razem prawie wszystkich coś zatrzymało. Pojawiłyśmy się tylko ja, Beata i Małgosia. Pierwsze uczucie zawodu i żalu na brak możliwości spotkania się z tyloma prządkami, zagasiła kameralność.
II Wspólne Przędzenie, totalnie różniło się od pierwszego. Cisza, mały kącik na własność, dwie kawy wypite jeszcze ciepłe, cała szpulka uprzędu i jak się okazuje nie mniej nowości niż ostatnio.
Z tej nowości będzie- musi być- osobny post. Mam nadzieje że zostaniecie zaczarowani tak jak ja.
Poznany nowy materiał i zrewidowane pewne poglądy na navajo, które niemiłosiernie drucę. Ploty, opowiastki, przepiękne ręczne wełenki i utkańce Beaty. Śmiechy, chwile ciszy skupienia. Coś nowego w głowie i nowości w koszyczku.
Bardzo, bardzo dziękuję za dziś.
link do facebookowego albumu https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1639903619584137.1073741840.1591608014413698&type=3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz