wtorek, 26 stycznia 2016

Zakup runa- porady.

Chwytliwy tytuł, ale to co tu napiszę jest wyłącznie moim punktem widzenia, o którego przedstawienie poprosiło mnie parę osób.
Wraz z doświadczeniem nauczycie się własnych sposobów rozpoznawania "dobrego towaru". 
Wszystko co pisze poniżej, jest jedynie wskazówkami, którymi możecie się posiłkować przy zakupie. 

Polska Prządka to stworzenie nie do zdarcia i nie do zniechęcenia. Gdyby się dało kręciłybyśmy nawet kurz spod mebli. Niestraszne nam wory śmieci z których tylko 30% zawartości to wełna zdatna do pracy rzemieślniczej.
Wesołym zgarnianiem wszystkiego co leci psujemy dostawców/hodowców.
Przedstawiając się jako świadomy konsument, nie tylko kreujecie swoją osobę jako pewną siebie, ale też taką której lepiej nie oszukiwać, bo ma się do czynienia z profesjonalistą.

Jak poznać, że runo się nadaje i że nie doprowadzę się w pracy z nim do płaczu?

1. WZROK



Nie oszukuj się, że uratujesz. Nie marnuj swojego czasu, nie ucz hodowcy że chętnie płacisz za śmieci ze stajni, za ściółkę i za obornik. 
Nie poświęcaj się i nie narażaj na długie godziny wybierania, przetrząsania, wyczesywania. Nie daj Boże kiszenia.
Nie kupuj trawy i odchodów! Nigdy. Nawet jeśli się jest w ogromnej potrzebie, nawet jeśli za darmo dają dawaj swoją osobą przykład, że śmieci nie nadają się. Że do pracy tak wymagającej wiedzy i umiejętności jak przędzenie potrzebujesz materiału prima sort!

Czy prócz zabrudzeń mogę coś jeszcze dojrzeć?
Tak. Nieumiejętną strzyże. 



Wszelkie dziwne, dosłownie poszatkowane kawałeczki. Jest to spowodowane brakiem wprawy w strzyży, lub kompletnym nieprzykładaniem się do niej. Nie prowadzeniem nożyc/maszynki przy skórze zwierzęcia, ale jak fantazja pozwoli, byle by przyciąć.
Takie partie nie nadają się do pracy w przędzeniu. W filcowaniu też nie. Wszelkie kawałeczki do 3, 4 cm sobie daruj. Zostawać one będą na mniejszym wałku drum cartera, będą się sypać, a jak się uprą to i wyłazić będą ze wszystkiego co z nich zrobisz. Pod palcami w przędzeniu będą się zrywać.
Podchodzą pod tą kategorie również wszelkie naturalne krócice, które w ręcznym sortowaniu odrzuca się. Całe to runo z nóg, z pyska- out. Nie bierzemy.

To co bierzemy?
Karczek, boczki! Czasem podgardle.

2. DOTYK

Zawsze sięgaj głęboko w worek i wciągaj do oglądnięcia to co tam jest. Na wierzchu może być bajka, w środku tragedia.
Jeśli na palcach zostawać będzie tłusty osad to super! Oznacza to że wełna jest "świeża". Im go więcej tym lepiej. To lanolina, bardzo przydatna w przędzeniu.
Nie przerażaj się jeśli wełna będzie mokra. Zwierzęcy mocz wypłuczesz już w pierwszej turze płukania. Ale... nie zostawiaj jej długo mokrej, a już na pewno nie mokrej i szczelnie zawiązanej. Zapleśnieje!


Pamiętaj- miej ze sobą chusteczki nawilżane. Rzadko pojawia się propozycja umycia rąk.

3. SŁUCH

Mało kto o tej metodzie wie.
Weź partie w dłoń i rozciągnij ją przy uchu. Powinna napinać się i pojedynczo puszczać, wydając z siebie dźwięk napinanej i puszczającej struny. To bardzo charakterystyczny podźwięk, ale w runie bardzo cichutki. Jeśli to słyszysz, bierz.


Runo nie powinno szeleścić. Oznacza to że jest przesuszone, a każdy przesuszony włos jest łamliwy i nie poddaje się w pracy z nim.
Przesuszone runo nie pozostawia też lepkiego osadu lanoliny, a jedynie brud "nabyty".

Co z runem czarnym od brudu?
Wszelki brud, pochodzenia zwierzęcego da się wyprać. Czasem kosztuje to więcej wody i wysiłku, dłuższe moczenie, dużo większą ilość płukań, ale jest to sprawna praca. 
Oczywiście tak brudne runo nigdy domowymi sposobami nie rozjaśnieje. Zawsze będzie miało wiele przebarwień- rzadko miłych dla oka.

Zastanów się przy kupnie runa starszego niż rok. Może być szkoda Twoich starań, bo mimo iż wyjdzie z tego dobra nitka, może ona być szorstka, niemiła, a w zestawieniu z nową strzyżą, okaże się nawet że bez wyrazu, bez połysku.

Nigdy nie trzymaj wełny w szczelnie zawiązanych workach, lub szczelnie zamkniętych pudełkach. W takim środowisku lubią rozwijać się mole. Polecam wszelkiej maści kosze lub worki polipropylenowe (są w pewnym stopniu przewiewne). Żadnych foliówek.

Podkreślam że są to wyłącznie moje sposoby i moje spostrzeżenia nabyte doświadczeniem.
Masz pytania?
Zapytaj w komentarzu, możliwe że wielu podziela Twoje wątpliwości.

Przypominam!


piątek, 22 stycznia 2016

2016- ROK POLSKIEJ WEŁNY

Pomysł został ciepło przyjęty, więc samowładczo ogłaszam, że rok 2016 jest ROKIEM POLSKIEJ WEŁNY.

Po co? Dlaczego? Jaki sens?
Zrzeszam się głównie z Prządkami Polskimi i wiem, że najczęściej zaopatrują się one w sprowadzane, bielone lub kolorowane czesanki producentów zagranicznych. Dalecy jesteśmy od przekonywania, że wełny sprowadzane są gorsze, a prządki mało patriotycznie podchodzą do sprawy. Nie mamy na celu przekonywać, czy wręcz wmawiać Polskiej Wełny, bo wiemy że jest ono w opłakanym stanie.

I o to cała sprawa się rozchodzi. 
Ogłoszenie 2016 roku, Rokiem Polskiej Wełny, ma na celu wzbudzić większe zainteresowanie tym produktem. Poruszyć pewne świadomości, starać podnieść na nowo tą część gospodarczych możliwości. Nie tylko u rzemieślników, którzy mogli by poznać wszystkie typy runa jakie oferują hodowane u nas owce, ale i samych hodowców, którzy większości nie doceniają tej części swoich zwierzat.

Dalecy jesteśmy od euforycznego wołania haseł o Roku Polskiej Wełny. Namawiania do gorącego zaangażowania się w uczestnictwo, choćby występowania pod emblematem. Rok Polskiej Wełny to zapowiedź ogromu pracy. Jest to zaczątek edukacji, która pod tym hasłem pomoże zrzeszyć się i wspólnie opracować pewne mechanizmy. 
Nie ma kierownika, ani nie będzie osób nadzorujących działania z tym związane. Rzemieślnicy muszą osobiście i sami na bazie doświadczeń wiedzieć czego wymagają (gdyż praca z runem jest wysoce zindywidualizowana i silnie ograniczona przerobowo w domowym warsztacie), hodowcy zaś muszą nauczyć się odpowiedniej strzyży, dbania o runo będące jeszcze na owcy, oraz wymaganego sortowania przed sprzedażą.

Rok Polskiej Wełny nie będzie boomem na nią, ale może zbudować pod taki solidne fundamenty. Akcja ta ma pobudzić chęci i uświadomić, że zainteresowanie działalnością hodowli wraz z przerobem wynikających z tego produktów, jest ogromne, a rynek zbytu otwarty.

Serdecznie zachęcam do ściągania jednorocznego logo i używania go do promocji swojej działalności.
Zachęcam także do korzystania z logo WYBIERAM POLSKIE RUNO, które funkcjonuje już od ponad roku.
Dziękuję za Wasze zainteresowanie i zaangażowanie.




Pragnę serdecznie podziękować Paulinie http://www.thelightofday.pl/, bez pomocy której mielibyśmy do dyspozycji wyłącznie zdjęcie odrysowanego ręcznie, wełnianego potworka, który w zamyśle miał być owcą. To dzięki jej pracy dysponujemy logo, które w lepszej rozdzielczości chętnie udostępnię drogą mailową.

mój mail lomnicka.karolina@gmail.com
zaczepiaj, pytaj, podsuwaj mi pomysły- razem możemy więcej

sobota, 16 stycznia 2016

"Znikanie owiec" Kukbuk styczeń-luty 2016

Za sprawą znajomej wydałam absurdalną sumę na czasopismo (którego większość stron zapełniona jest pustą grafiką), w którym znajduje się artykuł autorstwa Basi Stareckiej pt. Zanikanie owiec.
Z 8 stron tylko 2 to tekst, ale ratują to miłe zdjęcia merynosa barwnego.
Początkowo byłam bardzo sceptyczna, ale przekonały mnie jeszcze dwa inne tematy.

Po kolei.

Jako że to wydanie jest zimowe, skupia się ono na pożywnych śniadaniach na ciepło, cieplutkich kocykach i dzierganych, włóczkowych dzianinach (te dwa tematy). Naturalną drogą pozwiązywania tematów, włóczki skądś muszą się brać, a więc owca. I tak też ułożone są te artykuły.

Pierwszym jest wywiad Agaty Michalak z Moniką Kucel, właścicielką "Córki rybaka". Zachęcam do zapoznania się z twórczością rękodzielniczą i kulinarną Moniki. Przypomniała mi, że w rękodziele nie można iść na ustępstwa.
Kolejno, skoro była mowa o rękodziele, tekścik "zrób to sam" o dzierganiu. Nie ma co prawda jakim sposobem puszczać oczka na drutach, ani tym bardziej jak łączyć czy blokować dziergane kawałki, ale za to jest playlista do robótki, która pomoże nam wpaść w rytm. Możecie ją znaleźć na Kukbukowym YouTube. Pomysł niezwykle sympatyczny, a zdjęcie z grubo przędzoną wełną, rzeczywiście zachęca do spróbowania swoich sił z drutami.

No i w końcu owce.


Bardzo bym chciała wierzyć, że takie tekściki to pierwsze minuty godziny która wybiła dla Polskich Owiec. Że podobne wzmianki, mimo że są wypełnieniem tematycznym, pobudzą pewną świadomość szerszego odbiorcy. 

-Pierwszym poruszanym wątkiem jest mały pogłów owiec w Polsce. Podawane liczby to 10mln w latach 80 i 227tys obecnie. 
-Kolejno porównywani jesteśmy z Czechami, Słowacją i Rumunią. I tu zaczyna się (z mojej perspektywy) temat rzeka. 
Wspomniane w tekście są problemy z powierzchnią użytkową dla polskiego rolnika. Często zapomina się, że stado istnieje także zimą i że sam wypas to pół biedy. Skąd wsiąść chociażby odpowiednią ilość siana, potrzebną do wykarmienia zwierząt w miesiącach kiedy wszystko pokryte jest śniegiem? 3-4ha gospodarstwa to za mało by utrzymać stado, które mogło by przynieść zysk. No i właśnie. Zysk. Obecne prawo Unijne ucina możliwości hodowlane małorolnym gospodarzą, a Polska nie jest wyrywna do znalezienia dla podobnych problemów rozwiązania i nie garnie się do ponownego renegocjowania prawa hodowli i uboju. Prawo uboju i rejestracji zwierząt to jakaś droga na Golgotę. A wszystko sprowadza się do jednego stwierdzenia "nie opłaca się". Stratny jest rolnik, stratna jest ubojnia i stratny jest konsument który musi za to wszystko zapłacić. Nawet przy największej dawce entuzjazmu "nie kalkuluje się". Pominę wszystkie wymienione, smutne absurdy, które dotykają hodowców, a także nieprzyjemne związane z tym prognozy.
Wczoraj podczas odbioru pierwszej partii runa ze strzyży 2016, rozmawiałam z hodowcą o możliwościach jakie się ma hodując owce. Otóż nie ma się żadnych przy stadzie liczącym 10 matek (ta liczna jest wymagana by utrzymać dopłatę, pod warunkiem że stado jest zarejestrowane- a każde takim powinno być). Od irracjonalnych przepisów, opłat i spacerów po urzędach by móc prowadzić prywatny ubój kręciło mi się w głowie. A ceny skupu przy ubojniach? Pomijając koszty dowozu zwierząt to przykładowo kilogram wołowiny przy skupie kosztuje 3zł z żywizny. 3zł!!!
-W artykule wspomina się o niejednolitości polskiej wełny. To rzeczywisty problem. Sama skupując runo jednej rasy z dwóch rożnych gospodarstw, dostaje dwa różne produkty. 
Jako polski monopolista (nie dziwne) w skupie i przetwarzaniu runa z całej Polski, wymieniany jest Wełnomark prowadzony przez pana Ireneusza Markiewicza.
Prządkom polecam zapoznanie się z asortymentem. Będziecie zaskoczone. 
-Artykuł zwraca także uwagę na dogorywanie rzemiosł, w tym wypadku tkactwa.

Wszystko to wprowadza w poczucie bezsensu i walki z wiatrakami. 
Podejmowanych jest w dwóch ostatnich latach szereg inicjatyw, powstają stowarzyszenia którym łatwiej jest działać w temacie polskiej owcy, często jednak i tak trafia się na mur przepisów nie do przeskoczenia, oraz koszty przerastające zyski. 
W kwietniu 2016 przez Slow Food, ma być wprowadzona akcja promująca jagnięcinę (podobna do wcześniejszej z gęsiną).
Najprężniej obecnie znaną mi, działającą w promocji owcy polskiej jest centrum pasterskie w Koniakowie:

Może by tak wśród nas Prządek Polskich, ogłosić rok 2016 rokiem Polskiego Runa? Chodzi mi to już od paru dni po głowie, a artykuł ten jest kolejnym ku temu impulsem.

Kukbuk, nr. 19, styczeń-luty 2016
"Monika puszcza oczko" tekst Agata Michalak s.30-33
"Drutowa idylla" tekst Agata Michalak s.34-35
"Znikanie owiec" tekst Basia Starecka s.36-43

środa, 13 stycznia 2016

"Autentyczny folk"?

Już o tym pisałam w krótkiej wzmiance na facebooku. Pozwolę sobie przytoczyć ją również tutaj.

"Kultura ludowa czy chłopska? Współzależność, wykluczanie, czy równorzędne współistnienie, współczerpanie? Co teraz propagują skanseny, muzea, zespoły i stowarzyszenia? Jak się ma to do idealnie zaplanowanej działalności przedsiębiorczej cepeli w latach jej powstania i obecnie, na podłożu nowych warunków podaży i popytu? Co wnoszą do wspomnianej, artyści z dużych ośrodków miejskich i z wykształceniem akademickim? Co mają do niej twórcy nie uwzględniający w swojej twórczości współzależności małych społeczeństw, warunków pracy z ziemią i zwierzęciem, oraz religią nie istniejącą bez lokalnych zabobonów i praktyk magicznych? Czy jakakolwiek kultura może istnieć bez symbolu? Czy obecnie te kultury, są kulturami bez takowego?"
post z 04 września 2015


Czemu do tego wracam?
Raz, że podobne przemyslenia nie opuszczają mnie ani na krok, dwa, funpage facebookowy Muzyka Tradycyjna podsunął mi artykuł Marii Baliszewskiej, traktujący o Konkursie i Nagrodzie im. Oskara Kolberga.


Nie tylko ja czuję potrzebę przeredagowania lub skonstruowania nowych terminologii dotyczących etnografii i sztuki ludowej. Nie tylko mnie gniecie odrzucanie współczesnej ludowości jako coś co nie może się chować w pudełku o tym tytule.
Sztuka i kultura ludowa kurczowo łapią się ostatniego przylądka jakim jest dwudziestolecie międzywojenne. To ostatki prawdziwego i autentycznego folk. Industrializacja wsi (wyciskanie z niej produktu), elektryfikacja, edukacja powszechna, wszystko to spowodowało zarzucenie tradycji [celowe wyolbrzymianie]. Tej pięknej, tej prawdziwej.

Tylko czym różnią się kolędnicy z 1911 roku, a dzisiejsi? Może tylko tym, że byli chętniej przyjmowani i wspólnie z nimi śpiewano. Że był to zaszczyt i szczęście dla domu. Obecnie grupy kolędników, przykładają dużą wagę do stroju. Dzieciakom świecą się oczy na kozę, a gwiazda była by spełnieniem marzeń. Ich repertuar nie jest mniejszy, niż tamten z 1911 roku. Więc nie zmieniła się kultura... ale jej odbiorca.

Jak pracować na wydestylowanym kanonie, który po tylu latach interpretacji przeżutej przez czasy współczesne, nijak ma się z praktycznością czasów badanych?

 
3 stycznia w porannej audycji Radio Kraków, wywiadu na żywo udzielała jedna z pracownic Muzeum Etnograficznego w Krakowie (potężnie się zirytowałam nie mogąc nigdzie tej audycji znaleźć, by ją Wam tu przytoczyć, a tym samym nie mogąc podać nazwisk). W wywiadzie tym, zwracała ona uwagę na fakt, że nie wszystkie stroje ludowe (za przykład służył strój krakowski, którego analiza jest ponownie przeprowadzana) były "od linijki". Jeżeli do wsi podkrakowskiej, zajechał kupiec bławatny i do zaoferowania miał tylko niebieskie i zielone materiały w dobrej cenie, kupowano je. I tak w zbiorach muzeum, znajdują się niebieskie spodnie krakowskie, a nie jak by się chciało, tylko w czerwono-białe pasy. I niebieskich spodni jest sporo, bo jak już baby wzięły tą bele niebieskiego, to i "staremu" uszyły i stryjowi i dla młodego Janka starczyło.


Czy kultura poznawana z drugiej ręki jest autentyczna?

Spotykam się z panicznym łapaniem wiadomości, bo ci którzy wiedzą, umierają. O spotkania trzeba się prosić. Rocznik 1930-1950 nie jest wyrywny do rozmów.
Publikacje kulturalne często przedstawiają wzruszonych, starych ludzi, którzy dziękują młodzieży za to że zechciała przyjść i chce słuchać. By doszło do tych łapiących za serce tekstów i zdjęć, trzeba było przejść kilometry i oswajać "wiedzących" ze sobą, niczym lisa Mały Książę.

Osobiście wyczuwam jakąś przepaść między latami 1950, a 2010.
Przecież tradycja przekazywana była przez ojców, a obecnie większość z nas możliwość poznania jej ma wyłącznie na organizowanych spotkaniach, w Domach Kultury, na eventach i kursach tematycznych. Na własną rękę z książek, lub dołączając się do jakiejś organizacji.
Czy możemy mieć słuszny żal o zaniedbanie?


Czy budowanie na fundamentach tradycji i zwyczajów ojców, nowej kultury powinno być negowane, lub co gorsza, nie traktowane poważnie?
Czy połączenie starych tekstów pieśni, ballad i przyśpiewek z nowoczesną muzyką elektroniczną, nie powinno być już podpinane pod schedę kultury?
Czy transpozycja malarstwa na szkle, na nowe wzory i przedstawienia, nie powinna wejść do kanonu sztuki ludowej?
Czy obecne gorsety damskie, haftowane nićmi i wyszywane koralikami, będące interpretacją starych wzorów, lub tworzeniem nowych w trywialnym niezrozumieniu symboliki roślin, nie powinny zostać sklasyfikowane jako część ubioru danych grup i podpięcie ich do listy z tymi "autentycznymi/poprawnymi"?

Sztuka i kultura reagują w tej samej sekundzie na zmiany w społeczeństwie jakie je tworzy. Zjawisko to nie podlega dyskusji.
Dlaczego by więc nie zacząć mówić w sposób poważny i naukowy o WSPÓŁCZESNEJ SZTUCE LUDOWEJ, przy całej jej krytyce i pochwale?
Forteca autentycznej kultury ludowej już dawno kamień po kamieniu została rozebrana od tyłu, a nowe pokolenie wykrada z niej co może i tworzy oszałamiające, a co najważniejsze w tworzeniu zrzeszające ogrom odbiorców, dzieła sztuki. 

Temat do rozpatrzenia jest ogromny. Zacząć pasowało by od kultury znanej naszym dziadkom, później, osobno, należało by rozłożyć kulturę rodziców, którzy tak bardzo chcieli zachodu i w końcu "moje" pokolenie, które próbuje posklejać wszystko to co zostało po wojnie i co odrzucili rodzice. Jak więc w nowym, kolażowym społeczeństwie, w którym każdy jest przecież obywatelem świata, wyekstrahować autentyczny folk?