środa, 29 czerwca 2016

Beksiński na Zamku Królewskim w Sanoku.


Jedną z niewielu pozytywnych rzeczy jakie zaszczepiły we mnie studia, to regularne łażenie po muzeach.
Nie robię tego "przy okazji", ale nie raz specjalnie pokonuje po parę setek kilometrów by coś oglądnąć na żywo.
Ostatnio wyrwało mnie do Sanoka by pokontemplować tamtejszy zbiór Ikon (o nich może osobno). Beksiński był przy okazji, bo... po prostu tam jest.




Z każdą kolejną salą Ikon, rosło jednak we mnie napięcie. Beksiński. Beksiński. Piętro wyżej jest TEN Beksiński. 
Zawsze mocno przeżywałam jego obrazy, bo czytam go tak jak sama maluje- we fragmentach. Bo były to historie jakim mogłam sama nadawać temu malarstwu, szukając ich w siebie samej. Bo przedstawia treści pozornie niezrozumiałe, ale siedzące gdzieś we wnętrzu każdego z nas. Ten wiercący się niepokój. Wręcz strach który rozwiera szeroko oczy i każe patrzeć, patrzeć i patrzeć.



Jakież było moje rozczarowanie...
Pomijam 37 stopniowy upał i to, że na 3 piętrze zamku szukałam tylko miejsca by na chwilę gdzieś usiąść, przez co pierwsza sala wymagała powrotu w zwiedzaniu (sale są klimatyzowane, ale podróż i dłuższy już spacer po salach z Ikonami dał mi w kość).
Nie było oczekiwanego przeze mnie wow...

Wystawa zorganizowana jest wzorowo. Obrazy wiszą na dobrej wysokości, kierunek zwiedzania jest płynny i nie zmusza do kluczenia czy powrotów (czego nienawidzę). Doskonałe, niemęczące oświetlenie. Idealne zestawienie. Nawet przerywanie malarstwa fotografiami było spójne.
Ale gdzie treść?


Y, 2005
ostatni obraz artysty, ukończony w dniu jego śmierci
21.02.2005


Potrzebowałam dłuższej chwili by zrozumieć, że to nie Beksiński mnie zawiódł, ale to ja na niego inaczej patrze. Na wszystko patrze inaczej.

Beksiński pierwszy raz zawładnął moim umysłem ponad 12 lat temu. Od tego czasu zmieniło się wszystko. Przede wszystkim to jak ja sama maluje i to czego sama szukam w malarstwie innych.
To już nie przyjmowanie obrazu takim jakim jest, ale mozolne studium.
Kiedyś nie rozumiałam siedzących na ławkach w muzeum zwiedzających, wpatrujących się cały czas mojego zwiedzania w jeden tylko obraz.
Obecnie sama tak robię. To studiowanie tylko jednego fragmentu. Szukanie duktu pędzla, mieszania pigmentu, podłoża, łączenia się farb.
Technika, nie sam wizerunek.

Wyłapałam to oglądając zdjęcia z całego muzeum. Ikony fotografowałam również fragmentarycznie, szukając techniki.


AA79, 1979
fragment


AE75, 1975
fragment


AE80, 1980
fragment


L9, 2003
fragment


(zatłuczcie mnie, ale nie przepisałam danych obrazu, prawdopodobnie portret czytającego wujka z początków lat świadomej twórczości)



Największym plusem zwiedzania tej ekspozycji, była możliwość prześledzenia etapów rozwoju artysty, gdyż muzeum wystawia również jego szkice od lat dziecięcych, aż po koniec twórczości.
Zaliczyłam też szok i największy komplement od Kasieńki, kiedy pochylałyśmy się nad gablotą z rysunkami, a siostra stwierdziła "o! też takie kiedyś rysowałaś."

Muzeum Historyczne na Zamku Królewskim w Sanoku jest miejscem obowiązkowym do zwiedzenia.
Chciała bym, żeby choć co druga wystawa była tak zorganizowana i tak prowadzona.
Jedź i sam przekonaj się jak działa na Ciebie Beksiński.
Czy opowiada Ci historię, czy wciąga w strukturę.