środa, 13 stycznia 2016

"Autentyczny folk"?

Już o tym pisałam w krótkiej wzmiance na facebooku. Pozwolę sobie przytoczyć ją również tutaj.

"Kultura ludowa czy chłopska? Współzależność, wykluczanie, czy równorzędne współistnienie, współczerpanie? Co teraz propagują skanseny, muzea, zespoły i stowarzyszenia? Jak się ma to do idealnie zaplanowanej działalności przedsiębiorczej cepeli w latach jej powstania i obecnie, na podłożu nowych warunków podaży i popytu? Co wnoszą do wspomnianej, artyści z dużych ośrodków miejskich i z wykształceniem akademickim? Co mają do niej twórcy nie uwzględniający w swojej twórczości współzależności małych społeczeństw, warunków pracy z ziemią i zwierzęciem, oraz religią nie istniejącą bez lokalnych zabobonów i praktyk magicznych? Czy jakakolwiek kultura może istnieć bez symbolu? Czy obecnie te kultury, są kulturami bez takowego?"
post z 04 września 2015


Czemu do tego wracam?
Raz, że podobne przemyslenia nie opuszczają mnie ani na krok, dwa, funpage facebookowy Muzyka Tradycyjna podsunął mi artykuł Marii Baliszewskiej, traktujący o Konkursie i Nagrodzie im. Oskara Kolberga.


Nie tylko ja czuję potrzebę przeredagowania lub skonstruowania nowych terminologii dotyczących etnografii i sztuki ludowej. Nie tylko mnie gniecie odrzucanie współczesnej ludowości jako coś co nie może się chować w pudełku o tym tytule.
Sztuka i kultura ludowa kurczowo łapią się ostatniego przylądka jakim jest dwudziestolecie międzywojenne. To ostatki prawdziwego i autentycznego folk. Industrializacja wsi (wyciskanie z niej produktu), elektryfikacja, edukacja powszechna, wszystko to spowodowało zarzucenie tradycji [celowe wyolbrzymianie]. Tej pięknej, tej prawdziwej.

Tylko czym różnią się kolędnicy z 1911 roku, a dzisiejsi? Może tylko tym, że byli chętniej przyjmowani i wspólnie z nimi śpiewano. Że był to zaszczyt i szczęście dla domu. Obecnie grupy kolędników, przykładają dużą wagę do stroju. Dzieciakom świecą się oczy na kozę, a gwiazda była by spełnieniem marzeń. Ich repertuar nie jest mniejszy, niż tamten z 1911 roku. Więc nie zmieniła się kultura... ale jej odbiorca.

Jak pracować na wydestylowanym kanonie, który po tylu latach interpretacji przeżutej przez czasy współczesne, nijak ma się z praktycznością czasów badanych?

 
3 stycznia w porannej audycji Radio Kraków, wywiadu na żywo udzielała jedna z pracownic Muzeum Etnograficznego w Krakowie (potężnie się zirytowałam nie mogąc nigdzie tej audycji znaleźć, by ją Wam tu przytoczyć, a tym samym nie mogąc podać nazwisk). W wywiadzie tym, zwracała ona uwagę na fakt, że nie wszystkie stroje ludowe (za przykład służył strój krakowski, którego analiza jest ponownie przeprowadzana) były "od linijki". Jeżeli do wsi podkrakowskiej, zajechał kupiec bławatny i do zaoferowania miał tylko niebieskie i zielone materiały w dobrej cenie, kupowano je. I tak w zbiorach muzeum, znajdują się niebieskie spodnie krakowskie, a nie jak by się chciało, tylko w czerwono-białe pasy. I niebieskich spodni jest sporo, bo jak już baby wzięły tą bele niebieskiego, to i "staremu" uszyły i stryjowi i dla młodego Janka starczyło.


Czy kultura poznawana z drugiej ręki jest autentyczna?

Spotykam się z panicznym łapaniem wiadomości, bo ci którzy wiedzą, umierają. O spotkania trzeba się prosić. Rocznik 1930-1950 nie jest wyrywny do rozmów.
Publikacje kulturalne często przedstawiają wzruszonych, starych ludzi, którzy dziękują młodzieży za to że zechciała przyjść i chce słuchać. By doszło do tych łapiących za serce tekstów i zdjęć, trzeba było przejść kilometry i oswajać "wiedzących" ze sobą, niczym lisa Mały Książę.

Osobiście wyczuwam jakąś przepaść między latami 1950, a 2010.
Przecież tradycja przekazywana była przez ojców, a obecnie większość z nas możliwość poznania jej ma wyłącznie na organizowanych spotkaniach, w Domach Kultury, na eventach i kursach tematycznych. Na własną rękę z książek, lub dołączając się do jakiejś organizacji.
Czy możemy mieć słuszny żal o zaniedbanie?


Czy budowanie na fundamentach tradycji i zwyczajów ojców, nowej kultury powinno być negowane, lub co gorsza, nie traktowane poważnie?
Czy połączenie starych tekstów pieśni, ballad i przyśpiewek z nowoczesną muzyką elektroniczną, nie powinno być już podpinane pod schedę kultury?
Czy transpozycja malarstwa na szkle, na nowe wzory i przedstawienia, nie powinna wejść do kanonu sztuki ludowej?
Czy obecne gorsety damskie, haftowane nićmi i wyszywane koralikami, będące interpretacją starych wzorów, lub tworzeniem nowych w trywialnym niezrozumieniu symboliki roślin, nie powinny zostać sklasyfikowane jako część ubioru danych grup i podpięcie ich do listy z tymi "autentycznymi/poprawnymi"?

Sztuka i kultura reagują w tej samej sekundzie na zmiany w społeczeństwie jakie je tworzy. Zjawisko to nie podlega dyskusji.
Dlaczego by więc nie zacząć mówić w sposób poważny i naukowy o WSPÓŁCZESNEJ SZTUCE LUDOWEJ, przy całej jej krytyce i pochwale?
Forteca autentycznej kultury ludowej już dawno kamień po kamieniu została rozebrana od tyłu, a nowe pokolenie wykrada z niej co może i tworzy oszałamiające, a co najważniejsze w tworzeniu zrzeszające ogrom odbiorców, dzieła sztuki. 

Temat do rozpatrzenia jest ogromny. Zacząć pasowało by od kultury znanej naszym dziadkom, później, osobno, należało by rozłożyć kulturę rodziców, którzy tak bardzo chcieli zachodu i w końcu "moje" pokolenie, które próbuje posklejać wszystko to co zostało po wojnie i co odrzucili rodzice. Jak więc w nowym, kolażowym społeczeństwie, w którym każdy jest przecież obywatelem świata, wyekstrahować autentyczny folk?


3 komentarze:

  1. To ta sama rekonstrukcja. No... Rekonstrukcja folk jest zdecydowanie bardzie poważna, bardziej naukowa i restrykcyjnej oceniana. Może dlatego, że komisje sprawdzające na konkursach i festiwalach poprawność ubioru, gwary i przedstawianych obrzędów, składają się z czołowych przedstawicieli środowisk badaczy etnograficznych, którzy stawiają do pionu swoimi osiągnięciami i publikacjami. Należy też nie mylić Zespołów Regionalnych z Zespołami Pieśni i Tańca. To tak jak Ultrasi i Mroki.
    Nigdy, przy żadnej z realizacji stroju z średniowiecza, nie najeździłam się po muzeach tyle, co za chustami czepcowymi z czasu 20lecia międzywojennego. Nigdy też tak wytrwale za tym nie grzebałam w książkach i w głowie każdego z ludzi, który coś może wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Różnica między folklorem naszych pradziadków, a współczesnym jest moim zdaniem nie do porównania. Tak jak słusznie zauważyłaś zmienił się odbiorca ale również realia życia. Dawniej wszystko wiązało się z pewnym rytuałem i nobilitacją, upiększano życie aby być podziwianym przez resztę społeczności. Nie robiono nic pod "linijkę" wymyślano nowe wzory starano się zdobyć nowe materiały i kolory aby właśnie się wyróżnić. Dzisiaj już nikt nie będzie wyklejał sobie mieszkania wycinankami czy drukował tkanin z myślą aby ktoś go podziwiał, raczej przez resztę społeczności zostanie określony niegroźnym wariatem. Podejrzewam, że następne pokolenie nazwie to czego jesteśmy świadkami (i twórcami) nowym stylem - neofolkiem.

    OdpowiedzUsuń