wtorek, 11 listopada 2025

kołowrotek z Korzeniewa

 

 

    To chyba najbardziej cieszy. Gdy staruszki klekotki zaczynają śmigać bez zacięć.

    Przedstawiam państwu małego ukraińca z Korzeniewa. Niewielkiej miejscowości nad Wisłą w woj. pomorskim.


    Czemu mały ukrainiec? Na tej samej zasadzie co mały holender czy inne tego typu nazwy własne. Choć w przypadku moich kołowrotków i edukacji o nich, to wyłącznie moja nomenklatura którą chyba tylko ja stosuje. 

    Ten typ małego kołowrotka - bardzo zgrabnego do przemieszczania się z nim i lekkiego - wg wszelkich moich informacji pochodzi właśnie ze wschodu, z rusi Kijowskiej. Ja te maluszki znam ze swojego dzieciństwa jako kołowrotek Łemków, który funkcjonował na Nowosądecczyźnie równocześnie z naszymi polskimi ławkowcami. 

    Skąd więc taki typ kołowrotka na pomorzu? 

    Z przesiedleń w 50 latach XX wieku. Ale to dużo dłuższa i cięższa historia, która mogła przy przygasić naszego małego wesołka.

 

 

    Co mu dolegało?

    Drewnojady i lata kurzu. Był kompletny, choć podstrugana siekierką jedna z nóżek mocno odstaje od pozostałych dwóch toczonych. Jest to jednak część jego historii, której nie wymieniłam.

    Wrzeciono ze szpulką - całe. Podstopka z napędem - całe. Drewniany gwint hamulca - cały i działa. Tylko na napędzie trzeba było wymienić snopowiązałkę na bardziej elegancką bawełnę. 

 






    Pozostało rozłożenie pacjenta na części i mozolne jego oczyszczenie z brudu na sucho z pomocą papieru ściernego. Z uprzednim podtruciem chemią, dla zniwelowania zagrożenia drewnojadami. 

 


    Maluch jest stworzony z różnych kawałków drewna. ławeczkę i system wrzeciona ze słupkiem napędu z dębiny. Koło i słupki z systemem hamulca z sośniny. Z tego też względu odpadły wszelkie lakiery i bejce. Po oczyszczeniu został on jedynie zapokostowany olejem duńskim, który wyciągnął słojowanie i podbił naturalny kolor drewna. 

    Obecnie wytrwale służy w edukacji kolejnych prządek na Zamku w Kwidzynie, jako ciekawostka i pracujący klekotek.

 


 
    Z klekotów mam Wam jeszcze do pokazania Szweda (na prawdę ze Szwecji). Anglika (moja nazwa) i kolorowego Polaka.

    Wiem że prządki nazywają swoje kołowrotki imionami i ksywkami. Sprawdza się to na warsztatach i zajęciach gdy ma się tego sprzętu pokaźną ilość. Korzystający wiedzą po którego sięgać gdy rzuca się hasłami imiennymi. U mnie jakoś rozgościło się to narodowościowe nazewnictwo, które odrobinę przybliża historię i kierunki stylistyczne tego rzemiosła. Z kolei posiadane przeze mnie nowe sztuki mają swoje fabryczne imiona - Sonata i Polonez.

    Wasz kołowrotek ma imię? 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz