niedziela, 16 sierpnia 2015

Kołowrotek Marie Antoinette.

To żadna terminologia, czy typologia, raczej pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy widząc ten kołowrotek.

Portrait présumé de Françoise-Marie Pouget, seconde femme de Chardin
    Joseph Aved, entre 1755 et 1765, Musée Carnavalet, Paris
    źródło: http://lagarderobe.e-monsite.com/album/le-costume-feminin-1743-1770/

Kierując się moim nazewnictwem, kołowrotek Marie Antoinette to buduarowa zabawka- w pełni sprawna. Jest to filigranowe cacuszko na płaskiej podstawie lub bardzo cieniutkich, wysokich nóżkach.

Archduchess Marie Christine with her spinning wheel, oil painting (detail), mid-18th century

Kołowrotki "podestowe" nie posiadają pedału, wersja na 4 nóżkach, jeden maleńki- zaledwie by popychać go przodem stopy. Nie są to sprzęty mające uprząść danej ilości nici na potrzebną robótkę, do tkania, czy na sprzedaż. Po prostu są by na nich prząść, ponieważ jest to wdzięczne i kobiece zajęcie. Do tego pożyteczne i od wieków chwalone. Taka zabawka w kolekcji mnóstwa innych do umilenia sobie czasu (wraz z tamborkami i krosnami do haftu), była mile widziana u statecznej, porządnej i umiejącej sobie organizować czas damy. Przyjemnie zrobiona i zdobiona, lekka i smukła, by panna mogła bez przeszkód, znudzona odsunąć ją od siebie.


Pierwszy raz zauważam je w malarstwie XVI wieku. Są jeszcze grube i toporne w swoich mięsistych kształtach kreującego się powoli z manieryzmu baroku. Nie mają też korbki (nie widzę jej w żadnym z przedstawień), koło jest popychane dłonią.

La Fileuse by Francois Martin-Kavel (1861-1931) 

"Podestowe" były poruszane za pomocą korbki, lub w najwcześniejszych wersjach za pomocną popychania koła napędowego dłonią. W moim mniemaniu by prząść na czymś takim trzeba mieć już poziom mistrzowski w tej dziedzinie rzemiosła. Przędąc zarówno na wrzecionie, jak i kołowrotku z napędem nożnym (tj. kołowrotku który posiada pedał lub dwa), dłonie są zawsze wolne. Jedna kontroluje zwartość czesanki, w razie potrzeby luzując ją po przez naciąganie palcami i przytrzymując by nie podeszła pod wypuszczany nawój, a druga tenże nawój wypuszcza kontrolując skręt. Jak więc prząść gdy brakło jednej ręki?

Buduarowe kołowrotki to istne majstersztyki.








Co Wy na to?



2 komentarze:

  1. Tak jak mówisz, to musiało być strasznie trudne, coś jak szycie na maszynie z końca XIX wieku, gdzie trzeba trzymać jedną ręką materiał a drugą napędzać koło( tutaj w wersji zdaje się jeszcze trudniejszej do wykonania). W takiej wersji jakoś nie dziwi, że panie szybko rezygnowały ( widząc pewnie swoje krzywe wyroby , chociaż kto wie)... a jednak nęci aby spróbować poprząść na takim cacku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno samą przyjemność przędzenia dawało to maleństwo na nóżkach z pedałem. Prząść jedną ręką się da, a ćwiczenie czyni mistrza. Na pewno damy po lekcjach gry na klawesynie na cztery ręce, odpoczywały przędąc jedną ;)

      Usuń