czwartek, 29 września 2016

Nowy lokator- kołowrotek typu norweskiego.

Uwaga! Uwaga!


Od dłuższego czasu, chorobliwie chodził za mną kołowrotek typu Polonez od Kromskiego.
Praktycznie zdecydowałam, że go sobie sprawię i nastawiłam się na mozolną zbiórkę funduszy na ten kaprys.
Tym bardziej kaprys, że mam sprawną i niezawodną Sonatę.
Ochota jednak rosła, a podbijana była tym:


Koniecznie XVII wiek.
W głowie kotłuje mi się pomysł na nową zabawę, dlatego wielki nacisk w nowym kołowrotku, kładziony był głównie na duże koło, mające być widocznym na pokazach.
Nie tyle co na przędzeniu, w tym wypadku skupiała bym się raczej na całej oprawie wizualnej.
Typy XVII wiecznych kołowrotków pominę (jest ich sporo- w tym 3 najczęściej pojawiające się). Mi zależało na wspomnianym dużym kole i poziomej ryćce (ławce) konstrukcji.
Takim właśnie jak Polonez Kromskiego.
Bo typ Interludium http://www.kromski.com/interludium posiadam w formie "Wózka" po babci.


Więc jestem już szczęśliwą posiadaczką trzech kołowrotków.
Zaczyna się robić niebezpiecznie.
Tym bardziej, że przy cenie Poloneza Kromskiego można zasłabnąć, więc zaczęłam po masie obrazów z epoki, przeglądać allegro i olx za kołowrotkami odpowiadającymi ikonografii. 
I trafił się...
Za 200zł (z przesyłką).
Cena ucięła jakiekolwiek wątpliwości. 

Kupiłam oczywiście w ciemno, gotowa na dokładanie do naprawy. Do oceny miałam wyłącznie zdjęcia kołowrotka, a te lubią się rozminąć ze stanem faktycznym. 
Ale nie rozminęły się.
Początkowo myślałam, że największym problemem będzie szpulka ze skrzydełkami.






Ma dwa przełożenia!

Ale nie.
Co prawda pęknięte, ale naprawiane. I to tak, że są teraz pancerne i nie da się ściągnąć szpulki z wrzeciona. Po prostu ktoś zalał je klejem do drewna.
Co ciekawe- mimo tego mocno rozszczepionego pęknięcia i ubytków, wszystko działa bez zarzutu.
Na trzecim zdjęciu widać nawet stary sposób blokowania szpulki, by lepiej hamowała, a przy tym szybciej wciągała na siebie nić. To ta wystająca z między szpulki, a skrzydełek biała nitka. Nawija się taką, lub trochę runa na wrzeciono i nakręca na to szpulkę.
Podobnie robi się ze spadającymi z pałąka przęślikami na wrzecionach. Więc jeśli wydaje Ci się, że Twoje wrzeciono właśnie jest nie do odratowania, bo przęślik ciągle spada, to spróbuj tego sposobu z nitką/runem, lub z kawałkiem papieru.

Sam fakt, że wrzeciono i szpulka w tym wypadku są ze sobą złączone na zawsze, nie przeszkadza mi. Główną siłą przerobową opatrzona jest i tak Sonata, a Norweg ma mieć funkcje głównie pokazowe, a więc ma po prostu działać.
Całość z łatwością jestem w stanie wymienić nawet o części Kromskiego. Słupki są tak mobilne, a skórki nośne tak łatwe do wymienia własnym sumptem, że na przeszkodzie staje jedynie (ale ponownie) kwestia finansowa szpulek i wrzeciona.
Wytoczenie szpulek na rozmiar, wymagało by już zamówienia takowych u stolarza (a tych na szczęście mam trzy typy sumiennych i wiedzących o co chodzi).
Stare szpulki można też często trafić na targach starości.


Rozczuliło mnie stare łączenie naciągu napędowego.
Niestety okazał się za krótki, ale w nowym zastosowałam tą samą metodę.



Kołowrotek co tu dużo mówić, jest piękny.
Ujęły mnie za serce te czernione tralki i charakterystycznie, pociemniałe od zapuszczenia olejem lnianym drewno.
Niestety... jest zbyt jak na moje przyzwyczajenia lekki. Jeżdżę z nim po panelach.
Trochę nam zajmie by się w siebie wczuć i płynnie współpracować.











Pałąk napędu jest sztukowany. To inne drewno, a dziurki do mocowania z pedałem nie ma wywierconej, a wydłubaną.

Wydaje mi się być też za długi o 0,5cm. Stuka w podłogę, czego robić przy płynnej pracy nie powinien.
Do skrócenia.


Za to przepiękne są blokowania koła.
Niestety jednego brak, ale jest z łatwością do wystrugania przeze mnie samą.
Brak jednego bloku również przekłada się na pracę i (być może też jest powodem) stukania pedała o podłogę. Koło jednak się chwieje. Tym bardziej, że ja pod dwóch pedałach Sonaty, jestem trochę niezgrabna w kręceniu na jedną nogę.
Ujęło mnie także (jako że jestem przyzwyczajona do obcowania głównie z wiejskimi prymitywami), łożyskowanie osi koła na słupkach. Metalowe. Miedziane. Które smarowanie w pracy pięknie wybarwia na turkus. 
Och! Ach!



Sprawny sprzęt za tą cenę, może ze mną jeździć wszędzie i nocować w każdych warunkach. To stary żołnierz w porównaniu z moją półtoraroczną Sonatą, na którą dmucham i chucham i jestem nawet w stanie załatwić sobie do pokoju czujnik wilgoci, by móc kontrolować, by było jej dobrze (stare prządki wiedzą co mam w głowie i co czuje).
Mogę go sobie także powoli dopieszczać z nowym wrzecionem i dwoma dodatkowymi szpulkami na które jest miejsce na ryćce.

 

Na pewno niezbędne jest drugie blokowanie i pochylenie się nad tym za długim pałąkiem.
Ale Norweg chodzi ciszej od Sonaty, która lubi pogrymasić dźwiękowo w suchy i upalny dzień. Oby mu się nie odwidziało, kiedy zacznę z nim kombinować.

Jestem bardzo z niego zadowolona. Cieszy mnie on ogromnie.
A przy okazji szukania o nim informacji znalazłam podobną (ale w lepszym stanie) sytuację:


wtorek, 20 września 2016

WRZESIEŃ 2016 ROK POLSKIEJ WEŁNY podsumowanie.


Tylko spójrzcie co dziewczyny wytworzyły w tym miesiącu.
I jak cudownie na przestrzeni miesięcy widać tendencje prowadzące z pracami z polskim runem.
Początek lata większość zdjęć i tematów z praniem. W wakacje ostre przebieranie i przędzenie. Teraz, na progu jesieni mamy już gotowe produkty.


Dla tych, którzy są tylko obserwatorami starań w pracy z polską wełną, powinno dać to obraz i uświadomić, ile czasu i wkładu kosztuje stworzenie czegoś od podstaw.
Że w tej całej otoczce zabawy chowa się wiedza, doświadczenie, zdolności i artyzm.

W tym miesiącu poszczęściło się i z losów wyciągnięta została Agnieszka Łukaszyk.
Gratulujemy!

Agnieszka Łukaszyk
wrzosówka

Agnieszka Pawłowska
czesanka z owcy polskiej- produkt gotowy
http://gdziespozaczasem.blogspot.com/ 

Anna Grzelak 
merynos, polska barwna owca górska

Ela Reglińska

Jola Szymczak
alpaka

Justyna Szymanek
czesanka z owcy polskiej- produkt gotowy

Lidia Hałat
wrzosówka
i cudowny wierszyk autorstwa Lidii:

Ciut na kołowrotku,
Trochę na wrzecionie-
coś mi tu ten nawój traci na fasonie ;)
Nie ważne czy równo,
Nie ważne czy ładnie...
Ważne że mi zimą stópka nie odpadnie.  

 

Marta Trendi
wrzosówka


Tatsu
czesanka z owcy polskie- produkt gotowy

Dziękuje za uczestnictwo i nadsyłanie pięknych zdjęć.
Czekam na Ciebie w październiku!

poniedziałek, 12 września 2016

2016 ROK POLSKIEJ WEŁNY- WRZESIEŃ

Już jesiennie, wiec temat wełny stał się poważnym zagadnieniem. Powolnym przygotowywaniem rękawiczek, kominów, czapek, swetrów, chust, skarpetek...
I to też dobra chwila by się pochwalić tym co się robi.


Jeśli pierwszy raz spotykasz się z 2016 Rok Polskiej Wełny, to już spieszę Ci z wyjaśnieniem.
Działania schowane pod tym tytułem, mają na celu uzmysłowić i naocznie pokazać jak polscy twórcy korzystają z polskiego runa. W jakich realizacjach po niego sięgają. Jak fantastyczne rzeczy można wykonać z tego zapomnianego i zaniedbanego materiału pochodzącego z własnego podwórka.
Ma też na celu, uzmysłowić hodowców, że posiadając owce mają oni mnóstwo możliwości wykorzystania ich i że powinni pochylić się nad tematyką runa, by zadbać o jego jak najlepszą jakość po którą jeszcze chętniej będziemy sięgać.
Twórcy mówią "chce".
Hodowcy muszą powiedzieć "mogę".


Zasady naszej zabawy:
1.Zrób lub wybierz istniejące w swoich zbiorach zdjęcie podczas pracy z Polską Wełną.
Zdjęcie musi być z tego roku- 2016.
2.Wyślij je na:
lomnicka.karolina@gmail.com
https://www.facebook.com/tworysztuki/
podpisując je w 3 pkt
-autor (ksywa, imię)
-rasa lub pochodzenie runa (bardzo ważne!)
-adres kontaktowy, adres strony którą prowadzisz, blog, mail, facebook 
3. Wśród nadesłanych zdjęć wylosowany zostanie jeden autor, który otrzyma błam czesankowy 500 gram Polskiej Owcy.

Termin nadsyłania zdjęć to 18 września 2016.
Zdjęcia zostaną zebrane w jedną całość w sierpniowym poście na blogu.
Celem zabawy jest propagowanie idei 2016 ROKU POLSKIEJ WEŁNY, oraz możliwość otrzymania błamu czesankowego polskiej wełny przez jedną osobę, która spośród nadesłanych zdjęć zostanie wylosowana.
Zdjęcia muszą dotyczyć pracy z runem owczym i alpaczym, z polskich hodowli. 




Zapraszam!

czwartek, 8 września 2016

Tri loom- krosno trójkątne.

Chwalenie się nieudaną realizacją nie należy do zwyczajów Wytwórców Wszelakich. Raczej filtrujemy to co chcemy Wam pokazać. 
No chyba że wpadka jest śmieszna, co wprowadzi w obserwatorów luźniejszą atmosferę w tym całym zalewie doskonałości ;-)
Zdecydowałam, że "tą" wpadką muszę się koniecznie pochwalić, ponieważ mało w języku polskim treści o tej technice dostępnych w internecie- przynajmniej tak było dla mnie w maju.

Bo w maju zaczęłam...

Albo w kwietniu... Bo na niektórych zdjęciach widzę jeszcze nie wysadzone pomidory.

Technika tkania "za nitką" doświadczonym, czy obytym jest doskonale znana, chciała bym ją jednak nagłośnić i wskazać tym, którzy chcieli by tkać, ale nie mają możliwości, ani zdolności do poważnego podejścia do sprawy- czyli ogarnięcia technicznego i sprzętowego- a nie wiedzieli, że w domowym zaciszu, kosztem 20zł, mogą tworzyć cuda.

Do tkania za nitką, potrzebna jest ramka i choćby stara sznurówka.
Tyle. 
Do dzieła!

Tri loom.
Triangle loom.
Krosno trójkątne.
Co to takiego?
Jest to ramka drewniana, o kształcie trójkąta prostokątnego, z nabitymi na stałe gwoździkami. By tkanie na takiej ramce było wygodniejsze, preferowany do niego jest stojak. W moim wypadku pomogła mi sztaluga malarska.

Jak się na tym tka?
Pamiętacie zajęcia techniczne w szkole, kiedy tkało się ramki na tekturce?
Zasada ta sama. Od prawego do lewego co druga nitka pod spód, a kiedy wracamy, od lewego do prawego, naprzemiennie, ta co była pod spodem musi być na górze. Tak otrzymujemy splot płócienny.

Nic Wam to nie mówi, co?




 Zaczyna się od 1:40 pokazem różnych typów tri loomów.  

Od tego filmiku zaczęłam.
Ale... Kto by tam się bawił w takie malutkie rzeczy. Jak działać to konkretnie!


U mnie podstawa (na zdjęciu górna listwa) ma 160cm długości. Widać przy drzwiach do "biura" jak szeroka jest.
Na czym polegał mój błąd? (Pierwszy błąd). I jaki błąd popełnia większość zaczynających budowę tri looma?
Ilość gwoździków.
Na każdym z ramieniu musi być tyle samo gwoździ. Przykładowo, na każdym ramieniu musi być 14 wbitych gwoździków.
Teraz to oczywiste i na prawdę nie wiem jak mogłam nie kwestionować bzdurnego przekonania, że przecież musi być dwa razy tyle. Po jedną ilość na jedno ramie.
Więc błędnie na krótkie ramiona wbiłam 14 gwoździ, a na długie 28.
Zemściło się, bo co drugi trzeba było opuszczać, a jak już opuszczałam, to przecież wychodziło nierówne nabicie w wychodzącej tkaninie.

Tyle, że jak już zbiłam tak duże krosno. Nabiłam te dziesiątki gwoździków (z Kasieńką). To stwierdziłam że skończę. Że doprowadzę to do skutku, wietrząc że popełnię jeszcze inne błędy i niech ten egzemplarz będzie od a do z edukacyjno pokraczny.

Przy pilnowaniu równego opuszczania za dużej ilości gwoździków i (drugi błąd) denerwowania się, że wyrywam sobie te goździki- bo zaangażowanie początkującego powodowało zbytnie naciąganie nici- pomyliłam przeplatanie i wylazła nitka, która została w pewnej długości.
Nie da się jej ani wpleść, ani uciąć (zrobiła bym wtedy dziurę).


Trzecim błędem było naciągnięcie do granic możliwości górnego wątku. I nie dobicie go próbami kolejnych przeplatań (bo też zabrakło gwoździ - wróć pierwszy błąd), co za skutkowało stworzeniem ślicznych pętelek, prócz jednej jedynej. Środkowej.
Po ściągnięciu z krosna wygląda to tak, jakby to nić pozioma była zbyt naciągnięta, a pionowa za luźna.


Czwartym błędem, którego nawet nie sfotografowałam, były kombinacje z frędzlami.
Bo chusta musi mieć frędzle. Zwłaszcza duża chusta. Najlepiej niech ma duże frędzle!
No i tak przedobrzyłam, że pół dnia prułam to co nakombinowałam.
Finalnie zdecydowałam się na supełkowane strzępki z podwójnej nitki. Są zdobne i lekkie.


Do wykonania chusty użyłam ręcznie przędzionej wełny z polskiej barwnej owcy górskiej.
Dublowanej.
Podwójnej!
Chusta jest gruba jak dywan. A żre tak, że jeśli kiedykolwiek ktoś się na nią skusi, to aż mi się buzia śmieje na myśl, jaką karę będzie mieć.
Znajoma stwierdziła, że jest obrzydliwa i że nie chodziła by w takiej.
Jest genialna!
Uwielbiam tego potworka za te błędy, za nierówności, za grubość, za niesamowite ciepło, za to że jest z owiec które promuje i które znam. Za to że jest siermiężna. Za to że czerń przełamana jest brązem, a to ma dla mnie ogromne znaczenie pod kątem guni tutejszych górali, które wykonywane są dokładnie z takiej wełny.


100% ręczna strzyża.
100% ręczna przędza.
100% ręczne tkanie.
100% moje.

Polecam każdemu spróbowanie się w tej technice.
Szczególnie polecam na warsztaty z dziećmi (oczywiście w mniejszych rozmiarach), bo jest technika niewiarygodnie prosta, a efekt stworzenia czegoś z niczego daje ogrom satysfakcji.
Jeśli nie lubisz wełny, weź bawełnę, albo akryl, albo pocięte na paski t-sherty. Może sznurek? Albo tasiemka?
Nie musisz też tkać na trójkącie. Możesz sobie zrobić pled- za jednym razem dużą całość, bądź segmenty, które zszyjesz/połączysz szydełkiem tym samym materiałem.


A jak już się nauczycie prostego przeplatania płóciennego to:

Mam nadzieje, że moje błędy pomogą Ci uniknąć swoich i że Twoja pierwsza chusta od razu będzie w każdym względzie doskonała.
Mam też nadzieję, że zachęciłam Cię do spróbowania tej techniki.
Sztuki twórz!