piątek, 31 lipca 2015

Książka- Tkaniny dekoracyjne.

A dokładnie Tkaniny dekoracyjne- przewodnik dla kolekcjonerów, Jadwiga Choruszczyńska, Ewa Orlińska-Mianowska, wyd. Arkady, Warszawa 2009.
Lubuje się w literaturze fachowej. Mam całe tomy spisane na marginesach moimi własnymi notatkami, które wg mnie uzupełniają treść, lub spłycają ją pytaniami bez odpowiedzi. Do Grażyny Jurkowlaniec i jej Epoki nowożytnej wobec średniowiecza, dołączyłam notes z własnymi wnioskami i listę stron które są najsmaczniejsze (bo pisanie ołóweczkiem tak, ale zaginanie stron już nie).


Bo nie biorę swoich pomysłów z niczego. Zawsze jest coś co mnie zainspirowało, albo do próby wykonania kopi, albo do całkowitego przetransponowania zaobserwowanego obiektu, lub zestawienia paru z nich ze sobą.
Zawsze poszukiwaniu tych inspiracji cofam się w przeszłość. Jest to dla mnie łatwe ze względu na przemaglowanie studyjne z historii sztuki i jeszcze łatwiejsze bo kocham się w historii. Obecne materiały drukowane w 3D nie są w stanie oczarować mnie tak bardzo jak XVIII żakardy, gdzie te materie wykonano ręcznie, po obliczeniach punktu unoszenia na nicielnicy.


A koronki, a hafty? Cały ten ogrom piękna wykonywany ręcznie. Te kolory, sploty, możliwości.
Według mnie, książka ta powinna znaleźć się w biblioteczce każdego kto choć trochę interesuje się tkactwem, krawiectwem, modą, kostiumem i historią. Jest to niezwykle przyjemny w przyswojeniu, podstawowy podręcznik gdzie namalowany jest kołowrotek i podpisany jako "kołowrotek". Gdzie każdy, kto ma pierwszy raz styczność z podobną tematyką, zacznie sobie ją gładko przyswajać, a ten kto jest już starym wyjadaczem, znajdzie dla siebie coś nowego w zdjęciach czy szeroko opisanych, nowych przykładach.


Książka podzielona jest na działy tematyczne. Bardzo łatwo znaleźć w niej bezpośrednio to co nas interesuje. Do tego sprytnie naprowadza czytelnika na dalsze wątki, które może szukać już poza tą lekturą, we własnym zakresie. 
Poruszone są kwestie nie tylko typów materiałów, ale także jak je odpowiednio przechowywać, gdzie znajdują się i jak wyglądają największe z kolekcji, gdzie możemy udać się by rozpocząć kolekcjonowanie własnego zbioru. Jakie warunki musimy spełnić by rozpocząć taką działalność.


Jest to zdecydowanie literatura pół-fachowa, mogąca znaleźć odbiorcę w każdym z nas. Nikt, w kim podczas wertowania kartek tej książki powstało jakieś pytanie, nie pozostanie bez odpowiedzi. Autorki bardzo płynnie przechodzą od zagadnienia do zagadnienia, od tematu do tematu, na poziomie podstawowym wyczerpując go.


Ja, dopiero wgryzając się "na poważnie" w tą tematykę jestem zachwycona poradami, jak organoleptycznie i wzrokowo rozpoznawać typ i jakość materiału. Zachłyśnięta długimi opisami historii niepotwierdzonych i tych całkowicie pewnych bo z kronik, mówiących o proweniencji danych typów materiału. Głodna dalszych, długich list surowców i barwników używanych do produkcji niektórych z utkanych dzieł sztuki.


A najważniejsze w tym wszystkim dla mnie, są wyliczenia prawie że z adresem i godzinami otwarcia, miejsc gdzie dany, omawiany w tekście przykład mogę obejrzeć na żywo. Przykład, na którego apetyt robią dobre zdjęcia, a którego wiele podobnych mogę w danym zbiorze jeszcze dojrzeć i porównać.
Na końcu książki znajduje się dokładna lista największych muzealnych zbiorów tkanin w Polsce. Coś co cenię  sobie najbardziej i coś co powinno znajdować się w każdej nawet ulotce, traktującej o sztuce. Jakiejkolwiek sztuce.


Choruje na książki. Niestety są one coraz droższe i ich zakup odkładany jest zawsze na koniec, a i tak ten koniec często nie nadchodzi bo pieniądze wykładane są na coś "bardziej potrzebnego".
To nie powinno być problemem obecnie, kiedy biblioteki się cyfryzują, kiedy można gigabajtami zasysać pdf'y i kiedy potrzebne mi przykłady w tysiącach jpg'ów magazynuje na serwerze pinteresta i swoich dyskach.
Jednak co by nie mówić, kiedy wpada mi jakaś myśl do głowy, lub kiedy potrzebuje fachowej porady z zakresu technologii lub danej dziedziny sztuki czy historii, podchodzę do mojej półki z książkami.

Tym bardziej jestem zadowolona, że do zbioru dołączyły Tkaniny dekoracyjne. I nie mogłam wytrzymać żeby się Wam nie pochwalić...
...no i oczywiście polecić i zachęcić do podobnego zakupu. Książka jest warta swojej ceny i wiem, że będę z niej często korzystać.

środa, 29 lipca 2015

Zakupy u FolkForest.

W przedmiotach FolkForest zakochałam się od pierwszego zdjęcia jednego z jej produktów. Kiedy wróci z urlopu na pewno będę się starać wyłudzić od niej parę fotografii jej wyrobów i umieścić je na swoim blogu w dziale POLECANE. Jestem oczarowana dbałością o detal i wykończenie- to wręcz niespotykane.

Ten post sprowokowany jest niedzielnym wspólnym przędzeniem w kawiarence "Spóźniony Słowik" w Nowym Sączu, o którym pisałam tutaj http://twory-sztuki.blogspot.com/2015/07/wspolne-przedzenie.html i na które serdecznie zapraszam.

Bo by prząść potrzebne jest wrzeciono. Te zamówiłam (oczywiście) u FolkForset.
Będą one dostępne do zakupu wraz z moimi czesankami. Będzie je można spróbować i będzie można razem ze mną wydawać okrzyki zachwytu. (Szczerze powiedziawszy to pisze to wbrew sobie, bo nie chce się z nimi rozstawać).
Co tu dużo mówić....


FolkForest specjalnie dla mnie opracowała wzór, a wrzeciona były u mnie w ciągu niecałego tygodnia.
Początkowo nastawiłam się na trzy sztuki pięknie wycinanych cacuszek, ale FolkForest zaproponowała malowanie. Postanowiłyśmy że nie zmieniamy wzoru, jedynie zamiast wycinać wyrysujemy wyrzynarką delikatnie wzór, tworząc coś w formie pola malowanki na jednym z wrzecion, na tak zwaną "próbę".



Możecie nie uwierzyć, ale półtora tygodnia wybierałam farbę. Nie kolor, ale technologię. 
Nauczona paroma przykrymi doświadczeniami faz końcowych, wolę się spóźnić, lub nie wykonać pracy w ogóle, niż marnować, złościć się, a finalnie mieć do siebie pretensje za nieudaną realizację.
Długo więc myślałam i przeszukiwałam w głowie półki z nazbieranymi tubkami farb. 
Początkowo miał to być akryl, taki do malarstwa na płótnie. Odpowiadał mi intensywnością barwy, szybkością schnięcia, dostępnością w zasobie i cenie, trwałością. Jednak górę brały oleje, droższe i dużo bardziej czasochłonne, ale za to po zabezpieczeniu o niebo intensywniejsze i szlachetniejsze. No właśnie, zabezpieczeniu. Nie chciałam lakierować wrzecion. To się nie sprawdza i złości przy kręceniu. Olejne jak do kaloryferów, w ogóle nie wchodziły w grę, tempery to samo- zbyt nietrwałe, zbyt blade.
I olśniło mnie że po malowaniu skrzyni wiannej, zostało mi pół puszki białej emulsji do drewna. Satynowa, szybkoschnąca, eko, a do tego miska pigmentów, z której można wyczarować jakie się tylko chce kolory. 
Co prawda emulsja nie da intensywnych barw, ale pięknie i jednolicie pokrywa drewno, zespaja się z nim i nie wymaga zabezpieczenia. To o tyle ważne że podczas przędzenia, nici zdarzy się zerwać i wrzeciono spada. Zastosowanie emulsji wyklucza jakiekolwiek odpryski.
W ostateczności można malunki pokryć jedną warstwą werniksu (lub szelaku) z pędzelka.


Tylko jedna strona była poderżnięta pod wzór. Druga jest gładka, mimo to zaryzykowałam i przeniosłam wzór by był na awersie i rewersie. Wycinany kontur po jednej i gładka krawędź wzoru po drugiej stronie, sprawiły że kwiaty całkiem inaczej się czyta i mimo że jest to samo. Dowolnie można obracać malowany przęślik zgodnie z humorem jaki podpowiada czy ma się ochotę na ten, czy na ten. Na płynnie i na ostro.


Wrzeciona są wykonane ze sklejki (tańsza opcja), jednak każda prządka jaka dostanie je do ręki, pokiwa głową z uznaniem i przyzna mi rację, że wykonał je ktoś kto przędzie.
Mają haczyk i wcięcie, na dwa rodzaje przędzenia!
Patyczek każdy z końców ma inny. Chyba to najbardziej zaskoczyło mnie po ich wypakowaniu, bo piękna i omdlenia spodziewałam się.






Waga tych pieknych przedmiotów to 30g.
A kontakt do FolkForest to folk.forest@o2.pl

poniedziałek, 20 lipca 2015

Polecane- Fotorabarbar

Jeszcze przed założeniem tego bloga chodziło mi po głowie stworzenie cyklu stron i twórców, które z czystym sumieniem mogę polecić.
I nie chodzi tylko o walory wykonywanej przez nich pracy, ale także o to jaki mają do niej stosunek i czy są systematyczni- bo nie ma nic gorszego niż przyzwyczaić się do kogoś, wrzucić jego stronę na zakładkę w przeglądarce, a po pewnym czasie z żalem stwierdzić że właściciel strony przestał publikować.
Mam jednak parę perełek do których chce Was zachęcić.

Zaczynam więc.


Polecam i o uwagę dla FotoRabarbar proszę.
Kolejny fotograf co? Co w nim takiego, czego nie mają inni masowo publikujący się na stronach i własnych witrynach, lub o zgrozo co jest w nim lepszego niż w gimnazjalnych intagramerach?
Ano to, że Pani Barbara jest historykiem sztuki i archeologiem, a więc zdjęcia robione są z tego specjalnego punktu widzenia. Z tego punktu, który bez fachowego oka pozostaje nieuchwytny.

Można u niej dostać na talerz kolorową sałatkę z miejsc, zupę z architektury i danie główne z na prawdę dobrych komentarzy opisujących to co na zdjęciach. 
Ja osobiście bardzo smakuję się w doprawionych historiach tego jak zdjęcie powstało i do lekkich anegdot dotyczących tego co na nich jest.

Jeśli lubisz czytelną, technicznie dopracowaną fotografię kliknij lubię to i śledź. Ja śledzę i polecam.


od FotoRabarbar:
Chyba nie będę oryginalna stwierdzając, że po prostu lubię fotografować i radość z tego najbardziej mnie napędza do złapania za aparat. Co fotografuje? Świat w który udaje mi się wpaść, wdepnąć, odnaleźć. Łapię w kadry ulotne chwile i klimat miejsc, które udało mi się odwiedzić, ruch i barwę tej właśnie sekundy strzelenia migawki. Reakcję na czas i miejsce uzupełnione zdarzeniem. I mam nadzieję, że „podglądacze” moich zdjęć wstrzymują razem ze mną oddech by nie spłoszyć zwierząt, czują zachwyt przedmiotem, detalem i wielowymiarowo zechcą przestudiować kadr mojego "pstryk".

poniedziałek, 13 lipca 2015

Wspólne przędzenie.

Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych na spotkanie w kawiarence "Spóźniony Słowik" w Nowym Sączu.
Jeśli jesteś z Nowosądeckiego, lub będziesz w okolicach 

02 sierpnia 2015 (niedziela) 
w godzinach 14:00 - 17:00

to koniecznie wpadnij do Kawiarenki "Spóźniony Słowik" znajdującej się na terenie plant Nowego Sącza przy ul. Jana Długosza




Spotkanie zorganizowane jest z inicjatywy jednej z prządek i tkaczek z Nowego Sącza, Małgosi.
Można ją podpatrzeć na jej funpage na facebooku:
Tam można ją dopytać o szczegóły spotkania, lub jeśli jest Wam wygodniej kierujecie do niej maile:
malgosia.j.b@o2.pl
To samo tyczy się mojej osoby. Łapcie mnie na facebook Sztuki- Karolina Łomnicka lub piszczcie lomnicka.karolina@gmail.com

--> Spotkanie ma być powodem do mile spędzonego czasu osób, które zajmują się przędzeniem, chcą się nim zajmować, lub są po prostu czysto tą tematyką zainteresowani.
--> Liczba miejsc jest ograniczona wyłącznie kubaturą pomieszczenia (jeśli się nie zmieścimy wyjdziemy prząść na trawnik na plantach).
--> Jedynym kosztem jaki poniesiecie podczas tego spotkania to kawa lub herbatka z ciastkiem, którą zechcecie podczas spotkania wypić i zjeść (a polecam... zwłaszcza kawkę pod pierzynką... mmmm)

ŁAP ZA KOŁOWROTEK LUB WRZECIONO, SPAKUJ WEŁNĘ I DOŁĄCZ SIĘ DO NAS! 

Wraz z Małgosią, na dzień dzisiejszy dysponujemy 4 kołowrotkami i 3 wrzecionami, które ochoczo udostępnimy dla wszystkich, którzy chcą spróbować tego rzemiosła. Dostępny będzie również mały pakiet naturalnego runa owczego do prób.

Nie wiesz jak dotrzeć?
Nic trudnego. Kawiarenka jest jedną z dwóch prężnie funkcjonujących na terenie plant. Trudno jej nie zauważyć. Zarówno od dworca PKS w Nowym Sączu (wzdłuż al. Wolności), jak również Rynku Głównego (wzdłuż ul.Jagielońskiej), na którym mieści się zabytkowy gmach Ratuszu, prowadzi prosta droga.



ZAPISZ W KALENDARZU! 2 SIERPNIA- WSPÓLNE PRZĘDZENIE W "SPÓŹNIONYM SŁOWIKU"!
dołącz do wydarzenia: https://www.facebook.com/events/717304578415941/

niedziela, 12 lipca 2015

Wełna zgrzebna z drum cartera- strzyża wiosna 2015.

Od razu pochwalę się zdjęciem ze wczorajszego z jarmarku św.Małgorzaty w Nowym Sączu, który spędziłam w towarzystwie cudownej Małgosi, prządki i tkaczki z Nowego Sącza. To dowód na to że pracuję! Ciągle i bez wytchnienia.


Z niezłomnym uporem działam w temacie runa owczego. Cały czas kręcę, jeśli nie w wiadrze żeby wyprać, nie na drumie żeby wyczesać, to na wrzecionie i w końcu na kołowrotku. Najintensywniej jednak na drumie, by stworzyć odpowiednie pasmo czesanki, a dokładniej błamu zgrzebnego. Całkowicie odrzuciłam w kąt gręple ręczne, przestały wystarczać.

Z ogromną radością muszę przyznać, że nie jestem w stanie przygotować żadnej większej oferty z pakietu przygotowanych wełen, ponieważ wszystkie rozchodzą mi się po prządkach i rękodzielniczkach z najbliższego otoczenia, natychmiast po ukręceniu. Niektórych nawet nie wsadzam w etykietę bo prosto z ręki idą na warsztat.
Niesamowicie cieszy mnie fakt, że wełna jest tak poszukiwanym towarem, który od razu zmienia się w piękne produkty. Do tego tylu ludzi podziela mój zachwyt nad naturalną paletą bieli, kremów i brązów z szarościami, jakie oferuje owca.


Nie ukrywam i ze smutkiem sama przed sobą przyznaję, że liczyłam na mniej pracy. Lub inaczej... Ilość pracy się zgadza, to z czas jaki pochłania rozjechał mi się kalkulacyjnie. Co innego w wolnej chwili iść dokręcić dla siebie bo zabrakło singla w robótce, a co innego kręcić, ściągać i podawać słysząc że mało!
Jestem przez to w siódmym niebie. Nie chodzi tylko o możliwość zarobku, ale fakt, że produkt spod mojej ręki spełnia oczekiwania pewnych osób.


Błamy z mojego drumka mają rozmiar 20cm szerokości i 100cm długości. Wagowo jest to zawsze 50g. Oczywiście można dokręcić nawet do 150g, ale jest to zależne od typu runa i wymaga mocnego ugniatania na igłach szczotką. Nad to z grubszej gorzej się wyciąga podczas przędzenia i nie jest ona w takim stanie w ogóle przydatna do filcowania.


Zaskakująco jednak, mimo wagi 50g, czesanka jest zwarta. Na zdjęciu powyżej barwna owca górska uniesiona "pod niebo" by uchwycić możliwe prześwity. Ku mojej satysfakcji, bark takowych w ilościach zniechęcających.
Sposobem dobrego rozłożenia włosia na drumie jest podawanie runa w małych ilościach zgodnie z "pójściem włosa z igłą", czyli wprost, równolegle do ruchu walca. Zahaczanie prostopadle będzie tworzyć na igłach U, które przy wyciąganiu haczą o siebie ciągnąc zbitą i większą porcję pod skręt przędzy.
Na pewno Ameryki nie odkryłam, ale jeśli ktoś jest początkujący, mam nadzieję że moja wskazówka od razu usprawni pracę.
Wielu pewnie opadną ręce i krzykną chórem "dziewczyno, ty chyba zwariowałaś, że przygotowujesz czesanki ręcznie na sprzedaż!". Zwariowałam. Kompletnie. Mam hopla i już. Nie ma znaczenia jak wiele potrzeba pracy w przygotowaniu wszystkiego od ręcznej strzyży, ręcznego prania, ręcznego przebierania i rozciągania, aż do ręcznego czesania. Znaczenie ma za to to, że każdy etap przeszedł przez te ręce i za każdym razem był kontrolowany jakościowo, z czasem udoskonalany technicznie.
Przede mną kolejne podciąganie się w umiejętności przędzenia, a później tkactwa.

A z pomniejszych rezultatów urządzania sobie karuzel na drumie:


Wszystkie trzy to polska barwna owca górska, od czerni, przez brązy, aż do mieszanki kolorów. Ostatni błam tak się nam spodobał, że zaczęłam go szukać w połączeniu różnych owiec. Najlepiej współpracuje brąz polskiej owcy górskiej z misz maszem rasowym czarnogłówki z bergschafem. Gorzej w dotyku z czystym bergschafem, mimo że mikronowo powinny bardziej do siebie pasować.

Na druma trafia jeszcze wyżej wspomniana mieszanka czarnogłówki z bergschafem (mieszanka rasowa tych dwóch owiec, nie mieszanka runa), czysty bergschaf, merynos i jagnię czarnogłówki. Nie mam ani grama rozciągniętej czystej czarnogłówki by móc ją ukręcić.
Poniżej bergschaf.


A z miłą chęcią pozbędę się z warsztatu 1kg merynosa (28zł) i 0,5kg jagnięcia czarnogłówki (18zł). Oba wyprane, ale nie przebrane i nie rozciągnięte. Mają sladowe ilości zabrudzenia roślinnego, niestety jagnię jest dość nieumiejętnie strzyżone- posiada dużo mechanicznych krócic.