sobota, 27 czerwca 2015

Haute couture- Fashion week Paris summer 2015

Musicie wiedzieć że mam mocnego hopla na punkcie szycia. Ręcznego szycia. Gdyby nie to że czasem mocno goni termin, lub że po prosu nie mam już sił, nie użyła bym maszyny nigdy. 
Wiąże się to z moimi zapędami kostiumologicznymi i doraźnym studiowaniem, we własnym zakresie, ubioru w ogóle.
W związku z tym hoplem w miarę możliwości śledzę nowinki modowe, największy i najgorętszy romans mając z haute couture.
(co to w ogóle jest to haute!? jest to krawiectwo tzw. "wyższe", wykonywane z najlepszej jakości materiałów i dodatków, egzemplarze kolekcji najczęściej bywają pojedyncze, a same stroje wykonywane są na zamówienie i szyte- często ręcznie- na dokładną miarę zamawiającego).
Oczywiście suknie księżniczek najbardziej mnie łapią za serce, ale połączenie tego trendu z nowoczesnością rozpala mi umysł do czerwoności pytaniami "jak?", "jakie materiały?", "jakie techniki?".

haft koralikowy, element przodu sukienki szytej na miarę

Oj marzenia ściętej głowy by mieć praktykę w pracowniach, przygotowujących linię haute couture.
Już w następna niedzielę, 5 lipca rozpoczyna się fashion week Paris, wyłącznie z pokazami haute couture. Poniżej link do planu wydarzenia:
http://www.modeaparis.com/Haute-couture

Jeśli nie do końca wiecie o czym mówię:




czwartek, 25 czerwca 2015

Przepis na Charlotte.

Siedzę i tak główkuje nad opisem mikronów posiadanego przeze mnie runa, że dym mi idzie z uszu, bo mam ciągły konflikt czarnogłówki z tyrolską. Dlatego postanowiłam zrobić sobie przerwę i zająć się na chwilę przyjemnymi rzeczami.
Czyli deserem!


Jeśli o SZTUKI kulinarne chodzi, to zazwyczaj wybieram role obserwatora, oraz degustatora tychże. Choć i tak najlepiej wychodzi mi każdorazowe upaćkanie się tym co akurat mam okazje jeść. Niezależnie czy w swojej kuchni przy stole, w restauracji, czy na jednej nodze przed komputerem, zawsze mi spadnie... Ci którzy mnie znają, muszą się teraz szeroko do siebie uśmiechać, czytając to.

Bywają jednak dni, że coś mnie opęta, coś na mnie spadnie, dostane amoku i idę coś ugotować. Już podczas zbierania wcześniej wspomnianych poziomek, postanowione zostało że będzie z nich charlotte, którą strasznie lubię, bo mimo że diabelsko słodka, to lekka.

Polecam i podaje:

PRZEPIS
Charlotte z rurkami*

1 paczka biszkoptów
1 paczka rurek (wg mnie do wyboru suchych waflowych, lub o smaku waniliowym)
2 łyżki żelatyny
250ml kremówki
20dag owoców (u mnie poziomek, polecane są truskawki, ale nadają się do tego wszystkie z tych najbardziej soczystych owoców- jak np. brzoskwinie)
cukier waniliowy
75dag waniliowego serka homogenizowanego
5dag białej czekolady (jeśli wyda się wam że można dosłodzić, a zawsze można)

Z uwag wspomnieć należy, że jeśli macie standardową okrągłą tortownicę, to biszkoptów wystarczy i jeszcze zostanie, ale masy będzie na pół blachy, więc śmiało możecie zwiększyć ilość produktów 2x (czyli 4 łyżki żelatyny, 150dag serka waniliowego...).
No i oczywiście... owoców zdecydowanie musi być więcej niż 20dag! Ich ilość nie wpływa na wiązanie masy.


krok I
Ułóż w formie naprzemiennie biszkopty i rurki. (przepis nie zakłada wykładania biszkoptami spodu, ja jednak zawsze to robię). 
Owoce wypłucz i osusz, jeśli są duże pokrój je na mniejsze kawałki.
krok II
Kremówkę ubij z cukrem waniliowym (schłódź kremówkę przed jej ubiciem). 2 łyżki żelatyny rozpuść w 4 łyżkach wody, ostudź i dodaj do serka i śmietanki. Wymieszaj ze sobą wszystko dokładnie.
krok III
Nałóż połowę masy i przykryj ją połową owoców, znów nałóż masy i znów wysyp na nią owoce. Zastudź w lodówce (3h minimum). Posyp wierzch wiórkami białej czekolady. (Ja wsypuje owoce w miskę z masą i mieszam całość ze sobą. Masa wtedy przechodzi w całości aromatem owoca nie ustępując idealnie rozbitej wanilii).
Można również masę zmieszać z blenderowanymi owocami, ale wtedy należy zwiększyć ilość żelatyny z 2 łyżek do 3.

I jeść!

Ja mogła bym charlotte wsuwać łyżką stołową bezpośrednio z tortownicy. W każdych ilościach. I z każdym owocem jaki tylko by się do tego nadawał. Więc przede mną wersja z porzeczką czerwoną i białą, maliną, jagodą i... i na pewno coś jeszcze wymyślę.

*przepis pochodzi z Poradnika Domowego, jednak z którego numeru i którego rocznika.... posiadam tylko tą jedną kartkę, kiedyś chciwie wyrwaną z czasopisma, a obecnie przekładaną do każdego nowego kalendarza notatnikowego.

środa, 24 czerwca 2015

Rysunek- zacznijmy od początku.

 
Nigdy nie byłam dobra w rysunku.
W szkole plastycznej zaliczałam się do tych słabych. Owszem lekcje o perspektywie wysłuchałam, uwagi na temat, jakoby moje prace wyglądały jak talerz z rozgrzebanym obiadem również, i tak minęły 4 lata. Aż trzeba było zrobić dyplom z malarstwa.
Nie przyznam się ile lat temu to było, powiem tylko że dużo.
Na zaliczenie należało wykonać prace malarską i rysunkową. Usilnie staram się sobie teraz przypomnieć w jakich ilościach, ale mam pustkę w głowie, tym bardziej że nie dostosowałam się do wytycznych.

Ostatecznej fotografii pracy malarskiej nie mam. Była to "ikona" malowana owszem temperą (oj tam oj tam- kupną), ale tło było bardzo starannie pokryte... (uwaga...) złotolem. Ach i nawet ręcznik lniany do niej dołączyłam.

zdjęcie wykonane (wtedy naprawdę dobrej jakości!) telefonem

Co mi przyszło do głowy żeby prace rysunkową zrobić kredką? Nie wiem. W ogóle nie potrafię złapać idei jaka mi przyświecała. Najzwyczajniej w świecie powinnam wymęczyć "postać" i "martwą" ołówkiem, węglem, sepią, lub ewentualnie brudnym palcem. 

Pierwszy był kolega. Śmieszne zdjęcie, po tym jak naoglądaliśmy się "Labiryntu fauna". Cyk, w sumie czemu nie? i jest.
Z uciętą w proporcjach do połowy lewą dłonią.

bristol, 50x70 kredka

Kolejna była "rybka", zdjęcie z internetu, które zachwyciło mnie układem, kolorem i pozą.
Straszne rzeczy dzieją się z jej lewym okiem.

bristol, 50x70 kredka

A ostatnia była "babcia". Totalny odjazd kolorystyczny. Czasem na stronie ze śmiesznymi obrazkami, jest kompilacja prac artystów po danych używkach (jak alkohol, haszysz etc), "babcia" zdecydowanie zalicza się do prac po LSD. Najmniej udana.

bristol, 50x70 kredka
 
Kredek nie ruszałam przez kolejnych, długich, parę lat. Aż do teraz. I ciekawe na ile?

"pasterz" 40x60cm kredka

wtorek, 23 czerwca 2015

Nalewka poziomkowa.

Cienki Bolo ze mnie, ale próbuje, mieszam, przelewam i wytrwale szukam tego "kamienia filozoficznego" o odpowiedniej barwie, a przede wszystkim smaku.

PRZEPIS
na nalewkę poziomkową*

1l poziomek leśnych
1l 45% wódki
1/2kg cukru
szklanka wody
sok z połówki cytryny

I krok:
1 litr zebranych poziomek zalać 1 litrem wódki, tak by całkiem owoce się w niej zatopiły. Szczelnie zamknąć i odstawić na niecałe 24h w słonecznym miejscu. Dłuższy czas odstania owoców w alkoholu, spowoduje zgorzknienie nalewki po przez pestki poziomek (i to się tyczy wszystkiego co ma pestki, a z czego chcecie zrobić nalewkę- więc albo pestki usuwamy, albo moczymy pestkowy owoc w alkoholu krótki czas).
II krok:
Po niecałej dobie nalewkę zlać, a owoce wycisnąć.
III krok:
Przygotować syrop. W szklance wody rozpuścić 1/2kg cukru. Zagotować, wyszumować (tj. ściągnąć powstały kożuszek/biały nalot). Zlać do syropu nalewkę z wyciśniętym sokiem. Wcisnąć sok z połówki cytryny (potrzebna do zachowania koloru- czerwony barwnik obecny w truskawkach, poziomkach czy wiśniach lubi sinieć).
Szybko wystudzić nalewkę (pod strumieniem zimnej wody, lub jeśli kto ma fantazję to w kuble z lodem).
IV krok:
szczelnie zakręcić lub zakorkować i odstawić na 3 tygodnie.


Z radością podobną do tej jaką się czuje, kiedy jesienią znajduje się w zimowej kurtce 50zł, odkryłam że kolor wyszedł identyczny jak oczko w moim pierścionku (oczko jest z granatu, a brudne paluchy od przebierania truskawek na kompot).


A propo truskawek......




*przepis pochodzi z ksiażki
Rogala Jan, Wielka księga nalewek, Warszawa 2014, s.104

czwartek, 18 czerwca 2015

Stan runa na czerwiec 2015 czyli- Ki diaboł w szopie siedzi?!

Jak zwykle od czapy, bo historyk sztuki bierze się za zoologię, ale ten kto mnie zna wie, że wepcham nos wszędzie tam, gdzie jest on najmniej potrzebny.


Nie zamierzam okrasić tego postu terminologią, mikronami, rendementem poszczególnych ras i płci. Nie będę udawać przed Wami znawcy, którym nie jestem, bo sama dopiero się uczę. Nie będę wygłaszać ogólnych, obowiązujących tez...

...bo nie ma takich. Z mojego doświadczenia wynika że co hodowca to inna owca, co owca to inne runo.
Są podręczniki, są wytyczne, tabele i wykresy, ale mało ich mi się sprawdza.
Runo owcze w pierwszej kolejności zależny od tego co owca je. Dieta ma największe znaczenie w powstawaniu i jakości okrywy (wysadnością, karibkowatością, ogólnie wspomnianym rendementem).

Troszkę ułatwię. Linki skopiowałam z Klubu Prządki z facebooka.
http://stewor.w.interia.pl/owce/2.htm
http://stewor.w.interia.pl/owce/7.htm

Znając pole hodowcy, można określić czy warto do niego iść. Podobno owca w zależności od pory dnia, poszukuje danych roślin do spożycia- nie chodziłam nigdy za owcami żeby to sprawdzić, ale tak mówiono na zeszłorocznym redyku w Powroźniku, wierzę na słowo.
Większe pastwiska dają większą pulę roślin. Wypasanie ciągle na jednym skrawku, spowoduje że owca po dwóch dniach będzie miała tylko okrawki tego co zostało. Jedząc byle co, a już szczególnie mało i my wyglądamy marnie i zaczynamy chorować.

Polecam śledzenie działania Redyku:
https://www.facebook.com/RedykKarpacki2013?fref=ts
http://www.redykkarpacki.pl/

Kolejno interesować nas powinien wiek zwierzęcia, miejsce przetrzymywania, warunki strzyży, aż na samym końcu to jak tą strzyżę obrobimy.

Dość mądrzenia się, zapraszam do mojej szopki.

RUNO CZARNOGŁÓWKI


Karibkowate, półotwarte, doskonale izolujące.
Kremowe w barwie. Puchowe, półgrube [DE].
Niezwykle i zadziwiająco miękkie, niegryzące (z tym gryzieniem to jest sprawa wybitnie indywidualna). 
Doskonale chłonie barwnik. Elastyczne, łatwo poddające się w dzierganiu. Nie polecam na osnowę w tkaniu.
Obecnie moje ulubione do prac wszelakich od prania, do szydełkowania.


RUNO BERGSCHAFTA


Otwarte, z wyraźnym podziałem na włos rdzeniowy i przejściowy.
Białe w barwie, szorstkie sztywne, grube [IV].
Typowo dla owiec górskich ilość włosia ościstego równoważy, ilość włosa przejściowego i puchowego. Runo posiada ogromną higroskopijność, idealne pod kożuchy i skóry.
Doskonale nadaje się do tkania grubych tkanin (pod koce lub w pracach gobeliniarskich). Nierównomiernie przyjmuje barwnik.


RUNO MIESZANKI RASOWEJ CZARNOGŁÓWKI Z BERGSCHAFTEM
I tu zaskoczenie. O ile włos okrywowy zachował wszelkie cechy runa okrywowego bergschafta, to włos przejściowy ma wszelkie cechy czarnogłówki, a więc jest niezwykle miękkie i podatne.
Okrywa otwarta średnia [II], barwa biała.
Po oddzieleniu włosa ościstego od przejściowego, można uzyskać przyjemną w dotyku, mało gryzącą przędzę.


RUNO POLSKIEJ BARWNEJ OWCY GÓRSKIE (CAKL)


Podobnie jak bergschaft (który również jest owcą górską), cechuje się okrywą otwartą z wyraźnym podziałem na włos rdzeniowy i przejściowy.
Kolor uzależniony jest od wieku zwierzęcia (owca wraz z wiekiem coraz bardziej jaśnieje- od barwy czarnej jagnięcia do szarości owcy trzyletniej), oraz od nasłonecznienia czau wypasu (włos od długiego wystawienia na promienie UV płowieje, lub rudzieje).
Włos okrywy rdzeniowej szorstki, bardzo długi, okrywa przejściowa miękka, puchata, całość klasyfikacji półgrubej [III].
Dobre pod kożuchy i na skóry.
Dobre do tkania i dziergania. stworzy tkaninę grubą, gryzącą.


RUNO MERYNOSA


Król nad króle, cesarz runa.
Runo jednolite cienkie [B], niezwykle elastyczne, wytrzymałe, połyskliwe.
Barwa biała (są odmiany kolorowe).
Co tu dużo mówić, nadaje się do wszystkiego, a już w ogóle do noszenia na gołą skórę. Miłe w dotyku, miękkie, doskonale przyjmujące barwnik.


...ale mam coś lepszego od merynosa...

RUNO JAGNIĄT CZARNOGŁÓWKI


Nie ma porównania z niczym. Nie miałam w palcach nic bardziej miękkiego (chyba że pisklaki kaczuszek).
Genialne, najlepsze, delikatne, nieprzetłuszczone, białe o lekkiej domieszce czekolady, jak lody magnum. Mogła bym się zachwycać bez końca. Jak ubranka niemowlaków, jak skórka brzoskwini, jak główka dmuchawca.
Zdecydowanie proszę zwracać uwagę na wiek owcy.
I nie bez kozery runo jagniąt jest najdroższe.


Nic co tu napisałam nie może być obowiązujące, ani nie może być trwałą i twardą wytyczną postrzegania i odbioru runa przez Was.
Jest to wyłącznie opis odczuć i mojego odbioru wełny z jaką mam styczność i jaką obecnie posiadam.
Przypominam że jestem osobą dopiero uczącą się, z ogromną wdzięcznością przyjmę wszelkie porady i uwagi.


Całość posiadanego przeze mnie runa łączy się bezpośrednio z promowanym przeze mnie ruchem WYBIERAM POLSKIE RUNO. Skupuje je od bliskich mi hodowców, powoli starając się rozpowszechniać możliwości jakie posiadają z runem przy chowie owiec.


Strony opisujące rasy owiec hodowanych w Polsce:

środa, 17 czerwca 2015

Widoki z Żegiestowa.




Tylko gdzie jest Żegiestów?
O tu...

Długo by pisać o historii tego miejsca mającej początek w kronikach już w średniowieczu, a niezwykle bujnej za czasów zaborów i międzywojnia. Jeszcze dłużej można by było opisywać tutejszą przyrodę, szlaki turystyczne, wszystkie gatunki zwierząt i roślin podlegające ochronie i zakątki gdzie bez przeszkód godzinami można je obserwować.

Łopata Polska, Popradzki Park Krajobrazowy, szczyt Pustej Wielkiej, pobliskiej Jaworzyny Krynickiej i Wierchomli Wielkiej. Rzut kamieniem na Radziejową i Obidzę. Węgierski szlak handlowy, oraz pielgrzymi szlak św. Kingi. Potrzeba by było wielu wakacyjnych urlopów by poznać każdą z ciekawostek.

Dziś serwuję tylko cząstkę z trasy na Trzy Kopce, zaraz spod Lyskowca, nad Żegiestowem. Z punku zaraz przed wejściem w las, gdzie wszelkie widoki zasłaniają ogromne sosny i jodły, które podczas upałów wydzielają taki ogrom olejków eterycznych, że może zakręcić się w głowie.

Szkoda tylko że aparat fotograficzny nie może w pełni przekazać horyzontu i ogromu tego co widzi się na żywo. Mogę tylko zachęcić i zaprosić do odwiedzenia tych miejsc.

Prezentowane widoki obejmują Słowackie szczyty widoczne z Polskiej strony. Znajdujemy się w Beskidzie Sądeckim w Łuku Karpat Zachodnich.

Jeśli chcesz powiększyć zdjęcie, kliknij na nie.